niedziela, 2 stycznia 2011

Znowu poniedziałek. Budzik nastawiony na 4.40 wali po uszach jak oszalały. Wyłączam go szybko po omacku, żeby nie zbudzić domowników. Wreszcie dowlokłem się do kuchni, aby nastawić wodę na kawę. Nie zapalam światła, bo chcę przedłużyć złudzenie, że jeszcze leżę w łóżku. Jak ja cholera nienawidzę tej roboty. Jeszcze w piątek rano wydawało się, że nowy tydzień będzie spokojny. Właśnie rozpoczęły się zimowe ferie, nasza kier z grupą wazeliniarzy miała jechać do Białki. Wreszcie spokój i cisza. Będzie można nadrobić zaległości, bo ta wariatka tylko wymyśla jakieś akcje specjalne, które wszystko dezorganizują.
Około południa zebranie. Jakoś je przeżyję. W końcu dwa tygodnie luzu. Jednak nie... Kiedy weszliśmy od razu zauważyłem korale na jej grubej szyi - oznaka, że jest strasznie wk.... Ciekawę, kto tym razem podpadł?
Okazuje się, że z Izby Skarbowej przyszła informacja, że od poniedziałku mamy kontrolę. Z przecieków wiadomo, że ktoś napisał anonim, gdzie opisał różne nieprawidłowości. Oznacza to, że kier ma wstrzymany urlop i stąd jej "anielski" humor. No to mamy przerąbane.
Kontrolującym okazuje się młody chłopak, który jakiś czas pracował w egzekucji, a więc zna się na rzeczy i  wie czego szukać. Przygotował listę dokumentów do kontroli. Mamy je przygotować na wtorek. Do końca dnia bieganie, szukanie i uzupełnianie. Na dodatek większość kontrolowanych rzeczy należy do podlizuchów, którzy wyjechali. Już wiadomo, że nie znajdziemy wszystkiego. Następne zebranie. Tym razem kier jest spokojna. Jakoś przetrawiła te narty (a swoją drogą jakoś sobie nie wyobrażam szusującej po stokach ponad 100 kilo). Poza tym kontrola zażyczyła sobie kilku spraw obrabianych przez Renię, najlepszą kumpelę kier i wie, że teraz musi być dla nas miła, aby przypadkiem nic nie wyszło na jaw.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz