środa, 5 stycznia 2011

300 zajęć... Cholera, już teraz przychodzę półtorej godziny wcześniej i w niektóre soboty, żeby się wyrobić. Normą jest kopertowanie zrobionych zajęć w domu. Co będzie teraz? Chyba trzeba będzie wszystko rzucić i robić tylko te głupie zajęcia. Jestem urzędnikiem państwowym i takie marnotrawstwo mnie po prostu wkurza. Aby je zmniejszyć, wraz z kilkoma osobami wprowadziliśmy system. Wiadomo, że ludzie nie lubią daleko chodzić do banku - trzeba wybrać te, które znajdują się najbliżej miejsca zamieszkania. Młodzi z reguły posiadają konta internetowe - tu była loteria, bo każdy bank prowadzi takie konta. Najprościej było ze starszymi ludźmi, bardziej konserwatywnymi, a więc w grę wchodziło PKO lub PEKAO. Taki system gwarantował, że choć część zajęć będzie skuteczna.
Większość jednak szła na łatwiznę. Całe ulice były zajmowane w jednym banku np. w Millennium. Zastanawiam się, jak wyglądała reakcja pracowników banków, otrzymujących z jednego Urzędu kilkaset zapytań w sprawie posiadanych rachunków u ludzi, których dane osobowe widzą po raz pierwszy na oczy.
Tego typu zajęcia na pewno nie były skuteczne. Czy oskarżam w ten sposób moich współpracowników? Nie, oni po prostu wypełniali polecenia i chcieli mieć ten problem z głowy.
Ciekawa sytuacja wynikła u jednego z egzekutorów, który - jak się okazało, nie miał wystarczającej liczby zobowiązanych. Kiedy poinformował o tym kier, ta najpierw nakrzyczała na niego, a następnie stwierdziła, że może robić do nich zajęcia dwa razy w miesiącu. Paranoja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz