poniedziałek, 3 stycznia 2011

Jak w każdej pracy, także i u nas istnieją podziały. Głównie na inspektorów rejonowych i poborców. Tych z góry i tych z dołu. Inspektorzy trzymają pieczę nad całym rejonem. To oni decydują jakie sprawy mają być przydzielone poborcom, a więc de facto mają wpływ na ich prowizję. Główne zarzewie wojny toczy się więc o przydzielane sprawy. Nie oznacza to jednak ciągłego konfliktu. Są poborcy i inspektorzy, którzy potrafią się między sobą dogadać o "strefy wpływów". Na każdym rejonie bowiem wiadomo, kto płaci poborcom na kwitariusz, a komu lepiej zająć konto i tu nie ma problemów. Gorzej, kiedy po zmianie rejonów inspektor trzepie cały rejon, zajmując na prawo i lewo rachunki bankowe. Musi jakoś przeżyć. Wtedy cały układ szlag trafia.
Poborcy z inspektorami mogą się również dogadać inaczej - ja ci daję ten tytuł wykonawczy, a ty mi to załatwiasz. To "załatwianie" jest spowodowane chorobą systemu naliczania prowizji. Poborca skarbowy może na kwitariusz "ściągnąć" z jednego tytułu wykonawczego ok. 30 000zł, a pozostała kwota liczy mu się jako in caso. Wystarczy więc, że przy większym tytule dogada się z inspektorem, któremu "załatwi", że pozostałą kwotę podatnik prześle na konto Urzędu. W takiej sytuacji inspektor, żeby nie robić krzywdy podatnikowi zajmuje pierwsze lepsze konto w dowolnym banku (musi być ślad w systemie) i wtedy wilk jest syty i owca cała.
Niektórzy inspektorzy są jeszcze bardziej "twórczy". Po prostu sprzedają poborcom tytuły wykonawcze. Czy im się to opłaca? Owszem. Od każdej ściągniętej kwoty poborca otrzymuje 6,15% prowizji, natomiast inspektor 1,85%. Jedynymi ograniczeniami są kwoty - górna z jednego tytułu dla poborcy oraz tzw. górka, czyli całkowita kwota ściągnięta w danym miesiącu przez inspektora (ok. 280 000). Jeśli więc inspektor pracuje na dobrym rejonie może mieć oprócz "górki" z rejonu jeszcze jedną prowizję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz