wtorek, 4 stycznia 2011

Nowe rejony jednak nie powstały. Życie powróciło do normy, przerywane co jakiś czas "akcjami specjalnymi". Przestaliśmy się łudzić. Ci co mieli zostać egzekutorami, to nimi zostali, a reszta.... Reszta się nie liczy. Ta brutalna prawda została potwierdzona przez naszą nacz podczas wigilijnego opłatka. Ilość rejonów była według niej wystarczająca.
Nie wszyscy egzekutorzy sprawdzali się w nowej roli. Największe kłopoty miał Olek (ten od metody biblijnej). Zachowywał się jak rasowy urzędnik - celebrowanie kawusi, kilka przyjęć gotówki na kwitariusz i  dzień jakoś upływał. Coraz częściej podpadał kier. Trochę na własne życzenie, trochę dzięki "życzliwości" Reni, która donośnym, mało anielskim głosem komentowała jego pracę. To musiało się źle dla niego skończyć. Po kilku rozmowach dyscyplinujących zdjęto go ze stanowiska. Wrócił na dół jako poborca.
Kier zwołała zebranie na którym poinformowała nas, że tym razem zwolnione stanowisko zostanie obsadzone w drodze konkursu, który miał się odbyć następnego dnia. Czyżby coś się zmieniło? Nie mieliśmy złudzeń od momentu, kiedy zaczęli się zgłaszać kandydaci. Jedną z nich była dobra koleżanka kier - Karina, która kilka miesięcy wcześniej wróciła z urlopu wychowawczego. Większość kandydatów zrezygnowała. Kilka osób, w tym ja postanowiliśmy zaryzykować. Wiedziałem, że nie wygram. Mimo, że dosyć dobrze znam się na przepisach, szanse moje były bliskie zeru. Po co więc zdecydowaliśmy się uczestniczyć w tej szopce? Z prostego powodu, żeby zamknąć buzię naszej kier. Gdybyśmy wszyscy zrezygnowali, mogłaby triumfalnie obwieścić, że nikt oprócz Kariny nie chce zostać egzekutorem, a więc nie ma powodu tworzyć w przyszłości nowych rejonów.
Okazało się, że pytania konkursowe będą układane przez.... kier, która będzie zasiadała z kadrową w komisji. Wszystko poukładane? Prawie. Trzeba jeszcze w jakiś sposób udostępnić Karince pytania.
Dzień dłużył się niemiłosiernie. Wszyscy czekali do 16.00, żeby przygotować się w domu na jutrzejszy konkurs. Szopka szopką, ale nikt nie chciał się zbłaźnić. Powoli rozchodziliśmy się do domów. W dziale pozostała jeszcze Karina i dwie inne osoby. Jak na złość mieli jeszcze dużo do zrobienia. Pod pozorem zabrania od kier kilku ubranek dla dzieci, Karinka weszła do gabinetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz